2012/02/14
Babia Góra, Beskid Żywiecki
W sobotę o godzinie 14:00 planowaliśmy wyruszyć w Beskid Żywiecki, kwadrans przed wyjazdem mój samochód odmówił posłuszeństwa, próba odpalenia na kable nic nie dała, zamarzła ropa w przewodzie paliwowym. Więc szybka decyzja jedziemy autem Marysi, Opel Kadet 92r. „Czerwona Bestia”, z opóźnieniem podjechaliśmy po pozostałych towarzyszach. Maciek z przerażeniem patrzył na zastępcze auto zastanawiając się czy w ogóle dojedziemy. Po chwili przemyśleń, wyruszyliśmy w składzie Ja, Lidka, Maciej i Marysia. Około 19tej dotarliśmy na parking przy Przełęczy Krowiarki, po przebrani się w cieplejsze ubranie wyruszyliśmy niebieskim szlakiem do schroniska Markowe Szczawiny. W nocy było bardzo zimno ponad 20 stopni mrozu, po zakwaterowaniu się w pokoju wieloosobowym Marysia odkryła na jednej ze ścian lód, noc zapowiadała się ciekawie. Rano pobudka, wspólne przygotowanie śniadania ze współlokatorami, zaparzenie herbaty w termosach, spakowaniu wyruszyliśmy na szlak. Przed schroniskiem chciałem wykonać parę fotek, okazało się że mi aparat się zespół, no to pomyślałem co jeszcze mnie pechowego spodka. Ze schroniska udając się czerwonym szlakiem przez Przełęcz Brona w stronę szczytu Babiej Góry. W drodze na szczyt widoki wokół często zapierały dech w piersiach, ucieszyłem się z tego powodu, bo po przednich dwóch wyjściach na Babią Górę widoczność miałem maksymalnie 30 metrów. Po dotarciu na szczyt słoneczko świeciło czasami powiało delikatnie wiaterkiem, przepiękna panorama na Tatry. Pożyczyłem od Maćka aparat starałem się ten widok uwiecznić. Po zrobieniu wspólnej fotki, posileniu się wyruszyliśmy czerwonym szlakiem w stronę Przełęczy Krowiarki, po drodze mieliśmy przystanek przy punkcie widokowym na Sokolicy. W drodze powrotnej na obiad zatrzymaliśmy się w Pilźnie.
Podsumowując, „Czerwona Bestia” nie zawiodła na trasie pomimo zapalenia się trzech kontrolek dotarliśmy bezpiecznie do domu, pogoda była rewelacyjna.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz